grudnia 10, 2025

Co było słychać w Aesculapie



Są takie miejsca i takie lata, które nie odchodzą naprawdę. Trzymają człowieka jak zapach żywicy, jak skrzypienie śniegu pod butami w mroźny poranek. Dla mnie takim miejscem była Łysa Góra, a takim czasem – historia Szkoły Narciarskiej i Sudeckiego Klubu Sportowego Aesculap. Dziś to wszystko jest już zamkniętym rozdziałem. Ale wraca… czasem w snach, czasem w obrazie zapisanym światłem, czasem w tym dziwnym, ciepłym ukłuciu pod żebrami, kiedy człowiek zbyt długo milczy.

Aesculap narodził się w roku 1970, z prostego marzenia garstki ludzi – Teresy i Stanisława Rażniewskich oraz Danuty Koenig. Marzenia o miejscu, gdzie dzieci mogłyby uczyć się narciarstwa, a jednocześnie poznawać góry i uczyć się szacunku do ich siły. Początki były niepozorne, prowadzone trochę po omacku, w ciągłej tułaczce od stacji do stacji. Kolejki do wyciągów, kaprysy pogody, długie dojazdy autobusem – wszystko to było codziennym chlebem. Ale z roku na rok przybywało ludzi, pasji, determinacji. Zwykłe, szkolne soboty zamieniały się w małe wyprawy, a całe rodziny – dzieci, rodzice, dziadkowie – powoli wciągały się w rytm „białego szaleństwa”.

Hasło „Wychowanie przez góry dla gór” nie było pustym sloganem. Aesculap faktycznie wychowywał – cierpliwie, konsekwentnie, z miłością do przyrody i sportu. Dzieci poznawały Sudety nie tylko jako miejsce zimowej zabawy, ale jako żywy świat pełen historii, opowieści i surowego piękna. Góry uczyły pokory. Narciarstwo – determinacji. Instruktorzy – odpowiedzialności.

Z czasem pojawiły się ambicje większe niż cotygodniowe wyjazdy. Jeśli nie można było bezpiecznie szkolić na zatłoczonych nartostradach, trzeba było stworzyć własny stok. Szalony pomysł? Być może. A jednak właśnie z takiego szaleństwa rodzą się rzeczy trwałe.

I tak w 1988 roku, na Łysej Górze w Górach Kaczawskich, stanął pierwszy społecznie wybudowany wyciąg. A potem kolejny. I następny. Wspólnym wysiłkiem instruktorów, rodziców, przyjaciół, życzliwych fachowców powstawała Mikrostacja Sportów Zimowych i Letnich Łysa Góra – Dziwiszów. Z roku na rok rosła wbrew wszystkiemu: trudnościom technicznym, brakom sprzętu, skromnym funduszom i niekiedy niechęci urzędów.

Stawiano słupy, kopano fundamenty, wciągano na górę ciężki sprzęt. Doprowadzano prąd, budowano system naśnieżania, a potem pierwszą przystań dla zmarzniętych dzieci – stary autobus przerobiony na bar. W nim pachniały gorące zapiekanki pana Stanisława Sterny, a dzieci ogrzewały dłonie przy piecyku, śmiejąc się, chowając w mokrych rękawicach policzki i opowiadając o pierwszych udanych skrętach.

Łysa Góra rosła wraz z nami. Powstało schronisko, nowe wyciągi, parking, hangar, zaplecze techniczne, stajnia. Latem trawa była koszona na siano dla koni, zimą ratrak od rana kreślił świeży sztruks. Góra tętniła życiem cały rok – pracowali tu mieszkańcy Dziwiszowa i Chrośnicy, turyści odkrywali mało znane wcześniej tereny Kaczaw, a rodziny z Jeleniej Góry i okolic odnajdywały spokojny, przyjazny, bezpieczny stok.

W Aesculapie dojrzewały kolejne pokolenia instruktorów. Prowadziłem szkolenia kadry, uczyłem najpierw dzieci, potem młodych nauczycieli jazdy na nartach, widząc, jak z pierwszych nieporadnych skrętów rodzi się pewność, a potem zamiłowanie na całe życie. Dla niektórych była to droga jeszcze dalej – ku sportowi wyczynowemu. Dziś z dumą wspominamy zawodników Aesculapa: trójkę olimpijczyków przygotowujących się do Salt Lake City, medale mistrzostw Polski, udział w zawodach FIS, a przede wszystkim sukces Katarzyny Karasińskiej – naszej wychowanki od dziecka, zdobywczyni Kryształowej Kuli w Pucharze Europy.

Ale największym sukcesem szkoły był zawsze człowiek. Jego charakter, odwaga, odpowiedzialność. To, że po latach wracał, aby uczyć młodszych – jak sam został nauczony.

A potem… jakby ktoś przekręcił stronę. Zbyt nagle.
Ocieplający się klimat zaczął zabierać zimy. Zbyt ciepłe grudnie, zbyt krótkie okna mrozu, zbyt drogie utrzymanie stoków. Narciarze coraz częściej patrzyli w niebo, a nie na trasy. Tam, gdzie kiedyś hucznie sypały armatki śnieżne, pojawiły się długie przerwy i cisza.

Łysa Góra zamknęła się. A wraz z nią zamknął się pewien rozdział mojego życia. Rozdział długi, piękny, pełen pasji, wysiłku, śmiechu dzieci, sukcesów i zwyczajnego, codziennego trudu. Rozdział, który wraca do mnie dziś w snach: w ośnieżonej linii Karkonoszy, w niebieskich i czerwonych sylwetkach sunących po białym, w szumie ratraka, w widoku własnych nart prowadzonych spokojnie w równym skręcie.

Czasem śni mi się ostatnie wejście na Okole. Ostatni kadr. Ostatnia cisza, ta aż dzwoniąca w uszach.

To, co było – było naprawdę. I było wielkie.
I choć wiem, że nigdy już nie wróci, to pozostanie we mnie jak światło zatrzymane na fotografii – trwałe, ciche, wierne.

Aesculap – historia pasji, pracy i ludzi 

Przybliżyli góry ludziom  | Rodzice, dzieci, instruktorzy | Co było słychać w Aesculapie | Szkoła i Klub - tu pracowałem | Aesculap w spojrzeniu prasy | Zimy, które nie przyszły | Aesculap w pigułce | Wspomnienie instruktora | Aesculap ma już 40 lat 

Copyright © Piękna Łysa Góra , Blogger