grudnia 14, 2025

Zimy, które nie przyszły

 

Łysa Góra – 680 metrów nad poziomem morza

Łysa Góra nigdy nie udawała, że jest czymś więcej, niż była naprawdę. Wysokość 680 metrów nad poziomem morza (na tej wysokości są górne stacje wyciągów) to piękne przestrzenie widokowe, ale kapryśna wysokość dla narciarstwa.
Zimą potrafiło tu być bajkowo – śnieg zostawał długo na północno-wschodnich stokach, czasem przez całe 80–90 dni. A jednak w cieplejsze sezony biel znikała szybko, jakby ktoś ją wycierał niewidzialną dłonią. Statystyki mówiły swoje – średnia stycznia i lutego nieznacznie poniżej zera – a my i tak patrzyliśmy w niebo z nadzieją, że mróz jeszcze zechce do nas wrócić.

2014 – rok, w którym popękały fundamenty

Rok 2014 wchodził w moje życie bez litości. Wtedy jeszcze byłem w pełni sił – fizycznych, życiowych, zawodowych. A jednak czułem, jakbym tracił grunt pod nogami.
Ciepłe zimy zaczęły przyduszać Mikrostację Sportów Zimowych Łysa Góra, a wraz z nią – naszą szkołę, nasz klub, całe dzieło, które rosło przez dziesięciolecia pracy tylu ludzi.

Aesculap tracił płynność finansową. Trzeba było ratować to, co jeszcze można było uratować. Zwolniono pracowników – także mnie. I nagle – po czterdziestu latach rytmu pracy, odpowiedzialności, działania – nastała cisza, która dzwoniła w uszach.

Moja mama i Joanna Ceglińska próbowały zatrzymać to, co zaczynało się osuwać. Teresa, wieloletnia prezes, wraz z młodą następczynią szukały rozwiązania, które mogłoby odwrócić los. 23 października 2014 roku powstała spółka „Łysa Góra”.
Na papierze – początek nowego rozdziału. W sercu – niepokój, który trudno było wygłuszyć.

Zielone stoki w snach

Pamiętam tamten koniec wakacji. Byłem już poza etatem, poza strukturą, poza tym wszystkim, co przez lata nadawało mojemu życiu kierunek. Zielone stoki śniły mi się po nocach – wbrew naturze, wbrew sezonowi.
Pierwszy raz w życiu musiałem nazwać coś, co dotąd wydawało mi się abstrakcyjne: porażkę. I to taką, na którą nie miałem wpływu.
Zimę z 2014 roku zapamiętam jako zimę bez zimy. Jakby ktoś wymazał całe moje zawodowe życie jedną kreską odwilży.

Kiedyś – wszystko było możliwe

A jednak przecież pamiętam inną Łysą Górę. Tę z czasów, kiedy wszystko było świeże, nowe, pełne wiary.
Szkołę budowali ludzie, którzy wierzyli w sens pracy. W wizję mojego taty:
„wychowanie przez góry dla gór”.

Byliśmy zespołem – instruktorów, konstruktorów wyciągów, działaczy, marzycieli. Budowaliśmy rzeczy, które innym wydawały się nie do zrobienia.
Współpraca z Zakładem Budowy Kopalń w Lubinie pozwoliła postawić wyciągi, budynki, przygotować trasy. Każdy metr nartostrady był konsekwencją czyjejś pracy, uporu, wiary, że warto.

Ciężko w kilku zdaniach opisać tamten czas.
Najbliżej prawdy będzie chyba to:
że czuliśmy się prowadzeni, jakby ktoś tam na górze miał dla nas plan.

Cień, który rósł wraz z ociepleniem

Tyle że wszystko, co zbudowaliśmy, opierało się na jednym kruchej podstawie: na śniegu.
Na pogodzie.
Na czymś, czego nie dało się ani kupić, ani zaprogramować.

Wysokość 680 metrów nad poziomem morza – piękna i zdradliwa – zaczęła przypominać o sobie coraz częściej.
W 2008 roku prawie upadliśmy. Uratowały nas pieniądze, które spadły „jak z nieba”. Bez nich nie przetrwalibyśmy, mimo talentu organizatorskiego Teresy Rażniewskiej.

Potem ster przejęła Joanna. Pracowała po swojemu: dokładnie, systematycznie, z wiedzą ekonomistki i sercem wychowanki Aesculapa. Modernizowała, ratowała, ciągnęła ten wóz dalej – nawet gdy teren stawał się coraz bardziej grząski.

2014 – powtórka koszmaru, tylko boleśniejsza

Ciepła zima przyszła ponownie, tym razem zabierając ze sobą znacznie więcej. Pieniędzy z nieba już nie było.
Zaczęła się walka o przetrwanie – walka uczciwa, mądra, prowadzona przez ludzi, którzy znali każdy zakątek Łysej Góry.

A ja?

Po czasie potrafię powiedzieć na poły ze smutkiem, groteskowo:
może mogę się cieszyć, że swoim odejściem zmniejszyłem deficyt szkoły…

Kończę ten tekst mimo wszystko z nadzieją. Na etat. Na zimę. Na powrót normalności.
Bo jedno wiem na pewno:

Tu nie zawiedli ludzie.


EPILOG

A potem przyszły kolejne zimy. Jeszcze cieplejsze. Jeszcze krótsze. Jeszcze bardziej bezlitosne.

Spółka, która miała być ratunkiem, również nie zdołała przetrwać w starciu z klimatem.
W latach 2014–2018 byłem już tylko instruktorem „na zleceniu”, przychodzącym na zajęcia. Obserwowałem wszystko z boku – bez funkcji, bez wpływu, z rosnącym bólem.
To nie był już Aesculap mojego Taty. To już była komercja – profesjonalna, nowoczesna, konieczna.
I nawet ona nie dała rady.

Ciepłe zimy położyły na łopatki nie tylko stację Ski Arena Łysa Góra – tak pięknie zapowiadającą się i tak chwaloną przez narciarzy – ale też jedną z najstarszych szkół narciarskich w Polsce.
Szkołę zasłużoną, ważną dla Jeleniej Góry, dla całych pokoleń młodzieży.

Nie z winy ludzi.
Nie z braku pracy, serca czy kompetencji.
Oni zrobili wszystko, co było możliwe.
Walczono do końca – mądrze, odpowiedzialnie, z oddaniem.

Ale były rzeczy silniejsze od człowieka.

I dlatego dziś Łysa Góra istnieje już tylko w naszych wspomnieniach, w starych zdjęciach, w opowieściach przekazywanych tym, którzy przyjdą po nas.
Może kiedyś znów ktoś tu stanie, spojrzy na stoki i poczuje to samo, co my czuliśmy kiedyś.

A może po prostu zostanie światło – to, które każdy z nas nosi w sobie po Aesculapie.

I ono nie zgaśnie nigdy.

Aesculap – historia pasji, pracy i ludzi 

Przybliżyli góry ludziom  | Rodzice, dzieci, instruktorzy | Co było słychać w Aesculapie | Szkoła i Klub - tu pracowałem | Aesculap w spojrzeniu prasy | Zimy, które nie przyszły | Aesculap w pigułce | Wspomnienie instruktora | Aesculap ma już 40 lat 

Copyright © Piękna Łysa Góra , Blogger