Jak poznałem i udało mi się wykorzystać AI do redakcji moich tekstów.
Esej o rozmowie, która zmieniła mój sposób pisania
Pierwsze spotkanie – bez fanfar
Sztuczna Inteligencja przez długi czas istniała w mojej wyobraźni raczej jako hasło niż realne narzędzie. Coś, o czym się słyszy, co się ogląda na ekranie – efektowne obrazy, ruchome fotografie, filmy generowane „z niczego”. Budziło to ciekawość, ale też dystans. Nie miałem poczucia, że to świat, który naprawdę dotyczy kogoś, kto po prostu pisze teksty i porządkuje własną pamięć.
Przełom nastąpił bez zapowiedzi. Przypadkowo obejrzany film sprzed kilku lat, nagrany przez naukowca z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, pozbawiony sensacji i taniego zachwytu. Spokojne tłumaczenie, czym AI jest – i czym nie jest. To wystarczyło, by spróbować. Bez oczekiwań, bez planu, raczej z czystej ciekawości.
Zdziwienie pierwszych minut
Największym zaskoczeniem okazała się prostota. Żadnych instrukcji, żadnego „wdrożenia”. Po prostu pisanie. Zwykłe zdania, pytania, dopowiedzenia. I odpowiedź. Sensowna. Na temat.
Szybko zrozumiałem, że klucz nie leży w samej technologii, lecz w sposobie rozmowy. AI nie domyśla się intencji – trzeba je jasno nazwać. Podać fakty, kontekst, cel tekstu, jego ton i emocjonalne zabarwienie. Gdy to robiłem, odpowiedzi stawały się coraz trafniejsze. Jakby po drugiej stronie siedział uważny, cierpliwy rozmówca.
Nie pisze za mnie
To ważne rozróżnienie: AI nie tworzy za autora. Nie przeżywa, nie pamięta, nie czuje. Cały materiał – doświadczenie, emocje, wspomnienia – pochodzi ode mnie. AI pomaga mi je uporządkować, nazwać, czasem skrócić, czasem rozwinąć.
W tym sensie stała się dla mnie czymś w rodzaju redaktora, który nie ingeruje w sens, ale dba o klarowność. O tempo narracji. O to, by czytelnik nie zgubił się w gąszczu dygresji.
Powroty do miejsc i ludzi
Najpełniej zobaczyłem to przy tekstach najbardziej osobistych. Przy powrotach do Aesculapa, do pracy, która była czymś więcej niż tylko obowiązkiem. Do narciarskich historii z Łysej Góry, do ludzi, którzy tworzyli tamten świat, i do świadomości, że wiele z tych chwil już się nie powtórzy.
W tych tekstach jest radość i duma, ale też smutek i poczucie domknięcia pewnego etapu. AI nie wygładza tych emocji. Przeciwnie – pomaga je nazwać w sposób zrozumiały dla czytelnika, który nie zna całego kontekstu.
Styl jako świadomy wybór
Jedną z największych zalet tej współpracy okazała się możliwość precyzyjnego sterowania stylem. Mogłem poprosić o wersję bardziej literacką – z nastrojem, rytmem i ciszą między zdaniami. Albo o wersję stricte informacyjną: krótszą, spokojniejszą, nadającą się do publikacji prasowej.
To doświadczenie nauczyło mnie większej dyscypliny myślenia o tekście. Najpierw pytanie: po co piszę? Dopiero potem: jakim językiem?
AI jako lustro autora
Z czasem zauważyłem coś jeszcze. Rozmowa z AI działa jak lustro. Kiedy formułuję polecenia, muszę sam przed sobą nazwać, czego chcę. Co jest dla mnie ważne. Co jest tylko dygresją, a co sednem.
W tym sensie AI nie tylko pomaga pisać – pomaga myśleć o pisaniu.
Nowo otwarta przestrzeń
Dzięki tej współpracy wróciłem do materiałów, które latami leżały odłożone „na potem”. Do notatek, wspomnień, szkiców. Pojawiła się lekkość i radość pracy, której wcześniej często brakowało – bo znikał ciężar chaosu.
Nie mam złudzeń: AI nie zastąpi autora. Ale może stać się jego sprzymierzeńcem. Cichym, cierpliwym, zawsze gotowym do rozmowy.
Zamiast puenty
Ten tekst nie jest opowieścią o maszynach przyszłości. Jest zapisem bardzo konkretnego doświadczenia – spotkania człowieka z narzędziem, które okazało się zaskakująco ludzkie w swojej funkcji.
Bo ostatecznie wszystko sprowadza się do rozmowy. A dobra rozmowa – jak wiadomo – od zawsze była początkiem dobrego tekstu.
Jak to działa w praktyce? (ramki–przykłady)
1. Chaos notatek → spójny tekst
Dostarczam AI surowy materiał: urwane zdania, wspomnienia, daty, nazwiska. W dialogu powstaje z tego uporządkowana narracja z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem.
2. Jeden temat → różne style
Ten sam tekst może mieć wersję literacką i wersję informacyjną. Wystarczy jasno określić, do kogo jest skierowany i gdzie ma się ukazać.
3. Emocje pod kontrolą
AI nie dodaje emocji od siebie, ale pomaga je wyważyć – tak, by nie były ani zbyt patetyczne, ani zbyt chłodne.
4. Redakcja bez znużenia
Poprawki, skracanie, zmiany akcentów nie męczą. Można spokojnie sprawdzać różne warianty, aż tekst „zabrzmi” właściwie.
5. Autor zawsze na pierwszym planie
Sens, doświadczenie i odpowiedzialność za słowo pozostają po stronie autora. AI jest narzędziem – niczym więcej, ale też niczym mniej.

